Sierpień ze św. o. Maksymilianem Marią Kolbem

Sierpień ze św. o. Maksymilianem Marią Kolbem

 

Sierpień ze św. o. Maksymilianem Marią Kolbem

 

1 sierpnia

Co możemy

Ileż to razy doszło do uszu naszych zrezygnowane albo i zrozpaczone słowo: nie mogę, nie mogę, nie podołam, brak mi sił. Oczywiście w dziedzinie fizycznej mamy siły ograniczone i próżno, by ktoś silił się podnieść ręką ciężar kilkutonowy. Ale i w dziedzinie moralnej ta sama skarga nieraz daje się słyszeć. Nie mogę wyzbyć się tej wady, nie mam sił, by zdobyć się na tę czynność cnoty. To przechodzi moje siły.

Czy rzeczywiście i wtedy nie możemy? Święty Paweł przecież wyraźnie głosi: „Wszystko mogę”!… Ale, bo też na tym nie urywa, lecz dodaje „w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13). „Beze Mnie” – mówi sam Pan Jezus – „nic uczynić nie możecie” (J 15,5).

Dlaczego? Bo jeżeli Pan Bóg czegoś od nas żąda, to na pewno nie poskąpi siły do wykonania Jego Woli, bylebyśmy tylko ze swej strony nie zaniedbali tego, co od nas zawisło. Trzeba łaski Bożej, by czynić dobrze, ale dusza z całą pewnością może tę łaskę zdobyć sobie modlitwą.

Mamy taki łatwy i pewny sposób, by mieć wszystko. Mamy Pośredniczkę łask wszelkich. Trzeba tylko, byśmy i my naprawdę chcieli i dlatego coraz mniej od Niej stronili, coraz serdeczniej Ją kochali w pokusach, trudnościach, przeciwnościach, uznając Jej potęgę, Jej Wszechpośrednictwo u Boga, z całym zaufaniem do Niej się uciekali. Wtedy i my będziemy móc wszystko, ale w Tym, który nas umacnia przez Niepokalaną.

 

Niepokalanów, 1937 r.

Wybór z pism o. Maksymiliana Marii Kolbego

 

Modlitwa św. o. Maksymiliana Kolbego

O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie.

 

2 sierpnia

Pokuta

Czy pokuta jest potrzebna? Pan Jezus niedwuznacznie podkreślił potrzebę pokuty i Niepokalana Bernadecie wskazywała pokutę jako swe życzenie do ogłoszenia innym. Ale jak pokutować? Nie wszystkim zdrowie i obowiązki pozwalają na surowość pokuty, chociaż wszyscy przyznają, że krzyżykami zasłana jest ich droga życia. Przyjmowanie tych krzyżów w duchu pokuty, oto obszerne pole do praktykowania pokuty.

Poza tym spełnienie obowiązków, spełnienie woli Bożej, w każdej chwili życia, i to spełnienie doskonałe i w uczynkach, i w słowach, i w myślach, wymaga wiele wyrzeczenia się tego, co by nam przyjemniejsze w danej chwili się zdawało; i oto najobfitsze źródło pokuty.

Upomina nas jednak Pan Jezus, byśmy pokutując nie byli smutni, by pokuta pochodziła z miłości. Dusza, która Boga kocha, pragnie Mu sprawić przyjemność zawsze, w każdej chwili i każdą myślą, i każdym słowem, i każdym czynem; całym swym działaniem i istnieniem. Gdy zaś przypadnie jej poświęcić jakie przywiązanie dla sprawienia radości Bogu, uważa się za szczęśliwą, że może dać dowód miłości bezinteresownej. Stąd święci tak pragnęli ofiar, krzyżów, bo te dawały świadectwo, że miłość ich jest czysta; owszem, oczyszczały ich miłość i wykorzeniały różne przywiązania tej miłości przeciwne.

Wszyscy więc pokutować możemy bez względu na stan zdrowia, bez względu na rodzaj zajęcia i obowiązki stanu, i to możemy pokutować w każdej chwili życia, a pokutować z miłością.

Niepokalanów, 1940 r.

 

3 sierpnia

Modlitwa

Pytają się niektórzy, czy modlitwa naprawdę jest tak skuteczna, boć przecież Pan Bóg i tak o wszystkim wie i nic się Jego woli oprzeć nie może. Więc i tak wedle Jego woli wszystko się dziać musi.

Jednak Pan Bóg stworzył też wolną wolę w stworzeniach swoich i tej woli nie gwałci, ale jej daje tylko pewne ograniczenia, poza które wystąpić nie może. Są nimi ogólne niemożliwości, prawa fizyczne albo wypadki pochodzące z wolnej woli innych, którym się dane stworzenie oprzeć nie może. Wolna wola jednak ma duży zasięg, w którym Pan Bóg pozostawia jej swobodę działania. Ściśle zaś rzecz biorąc, jeżeli chodzi nie o wynik zewnętrzny tego działania, ale o działanie samej woli, chcenie lub niechcenie, pokochanie lub wzgardzenie, to trzeba przyznać, że wolna wola nie ma żadnych ograniczeń jak poniekąd wola Boża. Może być więc dobra lub zła bez ograniczeń.

Prosimy: „Bądź wola Twoja” [Mt 6,10], by Pan Bóg ograniczył jeszcze bardziej złość wolnej woli tych, co wbrew Jego woli chcą postępować. Pan Bóg co prawda niczego nie dopuści, czego by na dobro obrócić nie potrafił, ale pozostawił duszom wielkie pole do działania w tym, że mogą one używać Jego wszechmocy w zacieśnianiu swobody złej woli tych, co Boga nie kochają.

Oto obszerne pole modlitwy. Bóg chce, by dusze pokorne kochające Go i stąd modlące się, dobrocią i potęgą Bożą rządziły światem, zbawiały i uświęcały dusze i królestwo miłości Bożej w nich rozpalały. Stąd potęga Niepokalanej, potęga Boża bez żadnego ograniczenia, bo Ona bez skazy, rozciągająca się na wszystko jak dobroć i moc Boga. Potężna więc jest modlitwa, a już bez granic potężna, jeżeli się do Niepokalanej zwraca, która jako niepokalana jest wszechwładną Królową nawet Serca Bożego.

Niepokalanów, 1940 r.

 

4 sierpnia

Prawda

Chociaż nie wszyscy miłują prawdę, to jednak ona jedna tylko może być podstawą trwałego szczęścia.

Prawda jest jedna. Znana to nam rzecz, a jednak w życiu praktycznym nieraz postępuje się tak, jakoby i „nie”, i „tak” w tej samej sprawie mogło być prawdą. Nietrudno na przykład doświadczyć na sobie samym, że czasem postępujemy w zgodzie z wiarą w Opatrzność Bożą nad nami; innym zaś razem trapimy się zbytnio, jakoby tej Bożej Opatrzności nie starczało. A jednak albo Opatrzność Boża jest, albo jej nie ma. Podobnie prawdą jest na przykład, że ja te słowa obecnie piszę, a Ty, Drogi Czytelniku, je odczytujesz. Wobec tego nie może być prawdą zdanie przeciwne, tj. że ja tego nie pisałem, albo żeś Ty tego nie czytał. Bo „tak” i „nie” w tej samej sprawie prawdą być nie może. Prawdą jest albo „tak”, albo „nie”. Bo prawda jest tylko jedna.

Prawda jest też potężna. Gdyby ktoś chciał zaprzeczyć i powiedział, że ani ja nie pisałem, ani Tyś nie czytał, to nie prawda się zmieni, ale przeczący się potknie, pomyli się. I chociażby takich przeczących było więcej, nic na tym nie ucierpi siła prawdy. Chociażby nawet wszyscy ludzie na całym świecie twierdzili, drukowali, filmowali i przysięgali, i to przez wieki całe, że ani ja tych linii nie pisałem, ani Tyś ich nie czytał, to i to wszystko razem nie potrafi ani troszkę ukruszyć z granitu prawdy, że jam pisał, Tyś czytał. I nawet Pan Bóg żadnym cudem nie przekreśli i przekreślić nie może prawdy, bo On właśnie jest Prawdą Istotną. – Co za potęga prawdy! Potęga iście nieskończona, Boża.

Niepokalanów, przed 8 lipca 1940 r.

 

5 sierpnia

Przez Maryję do Jezusa

 „Przez Maryję do Jezusa” – przez Maryję idzie się do Jezusa i właśnie ta droga jest najpiękniejsza, najmilsza i najpewniejsza. Powierzywszy się Sercu Matki, takiej Matki, dochodzi się do Serca Syna, oto głos tego uroczystego święta Nawiedzenia: i Maryja sama, która Go nam przynosi i w sposób nadzwyczaj pocieszający, w sposób, jakiego tak bardzo potrzebujemy.

My w rzeczy samej nędzni i mali, Ona taką wielką i potężną jest Panią. W Zwiastowaniu widzimy Ją największą, a jednocześnie najmniejszą; Panią – a zarazem służebnicą i Matką Boga, a jednocześnie Człowieka, choć największego z synów ludzkich – ale tylko Człowieka: bo jakaż to różnica między Matką Boga a matką człowieka! Stosunek ten przedstawi się w następujący sposób: Maryja – niewiasta, Pani – służebnica.

Maryja: oto ta, której bezwarunkowo potrzebujemy. Święty Bernard mówi, że właściwie nikt nie powinien wzdrygać się lub wahać, jeśli się przechodzi przez Maryję i oddaje się Jej ufnie, gdy idzie [się] do Jezusa, choćby jako obrażonego sędziego. Pewnie, że przed Synem Bożym, o którym zapominaliśmy, byliśmy Mu nieposłuszni, trzeba mieć strach i świętą bojaźń, ale jest jeszcze Maryja: Matka tak dobra i pokorna, że idzie doń orędować za potrzebującymi Jej wstawiennictwa i opieki.

Niepokalanów, 2 lipca 1940

 

6 sierpnia

Owoce

Jeśli my Jej [Maryi – przyp. red.], to i nasze wszystko jest Jej i Pan Jezus przyjmuje wszystko od nas, jak od Niej, jak rzeczy Jej. I Ona nie może wtedy pozostawić tych czynności niedoskonałych, ale czyni je godnymi siebie, tj. niepokalanymi bez najmniejszej zmazy. Stąd dusza Jej oddana, chociaż by nawet wyraźnie nie zwracała uwagi na Niepokalaną i wprost ofiarowała Przenajświętszemu Sercu Jezusowemu modlitwę, pracę, cierpienia czy cokolwiek, sprawia Przenajświętszemu Sercu Pana Jezusa bez porównania więcej przyjemności, niż gdyby tak Niepokalanej nie była oddana.

Ponieważ Ona jest najdoskonalej Jezusowa, a Jezus Bogiem i Ojca Przedwiecznego własnością, każda nasza ofiara, chociażby wprost skierowana do Ojca Przedwiecznego, z natury rzeczy oczyszcza się w Niepokalanej i do nieskończonej doskonałości podnosi w Jezusie, i staje się przedmiotem upodobania Trójcy Przenajświętszej.

Dlatego szatanowi bardzo na tym zależy, by dusze odwieść od łączności z Niepokalaną Matką Niebieską, bo wie, że dusza wykluczająca to pośrednictwo Niepokalanej ofiaruje Panu Jezusowi dary tak pełne niedoskonałości, że bardziej kary niż nagrody będą godne. A najgorsze to, że dary są zarażone pychą, że nie potrzebujemy Matki Bożej. Zaznaczam, że nie dotyczy to czynności ofiarowanych Panu Jezusowi wprost, chociaż nic nie wspominamy o Niepokalanej, jeżeli Jej nie wykluczamy, bo często to, co się samo przez się rozumie, tego już nie mówimy. Tak więc dusza oddana Niepokalanej powinna swobodnie iść za natchnieniem serca i o wiele śmielej zbliżać się i do Tabernakulum, i do Krzyża, i do Trójcy Przenajświętszej, bo to już nie ona sama się zbliża, ale z Matką Niebieską, Niepokalaną. Swobodnie tedy modlić się i aktami strzelistymi i innymi modlitwami, jak skrzydła miłości unoszą, kędy Duch Święty tchnie, zrywając wszelkie granice. Lucyfer nie chciał oddać hołdu Bogu-Człowiekowi, ale bardziej jeszcze zbuntował się przeciw oddaniu hołdu człowiekowi tylko, choć najczystszemu – Niepokalanej. Echem tego są heretycy, którzy Niepokalanej czci odmawiają, i wolnomyśliciele, którzy w pysze swej jadem na Nią bryzgają.

Zgiąć pyszny kark świata do stóp Niepokalanej, oto cel mi, zdobyć jej cały świat i każdą duszę z osobna i to jak najprędzej, jak najprędzej, jak najprędzej, a królestwo Przenajświętszego Serca Jezusowego zapanuje przez Nią na świecie.

Trzeba koniecznie cały świat dla Niej zdobyć, by panowanie grzechu ustało.

(Niepokalanów, 5-20 sierpnia 1940 r.)

 

7 sierpnia

Wiara

Wiele jest tłumaczeń na temat, co to jest wiara religijna, stąd jasne wytłumaczenie tego znaczenia nie będzie bez pożytku. Niektórzy tłumaczą wiarę jako zaufanie, inni jako pewne uczucie religijne, albo też inne podają tłumaczenie. Ale krótko mówiąc: wiara to uznanie prawdy z zewnątrz posłyszanej, albo w inny sposób poznanej. Na przykład, gdy ktoś mówi o tajfunie w dalekim kraju, albo gdy się czyta o tym lub w jakiś inny sposób o tym tajfunie dowiaduje i ja to jako rzeczywisty fakt przyjmuję, mówi się wtedy, że ja mówiącemu lub piszącemu uwierzyłem.

Tak więc w akcie wiary dwa są elementy: uznanie znajomości rzeczy świadczącego o niej i uznanie jego prawdomówności. Znajomość oznacza tu zgodność umysłu świadczącego człowieka z rzeczywistością; prawdomówność zaś oznacza zgodność świadectwa mówionego lub pisanego z umysłem, czyli świadomością świadczącego. Jest to prawdziwe i odnosi się do wszelkiego aktu wiary nawet w dziedzinie przyrodzonej, niemającej żadnego związku z wiarą religijną.

Wiara religijna tak samo ma swą podstawę i opiera się na znajomości i prawdziwości mianowicie odwiecznej Mądrości, która zna wszystko absolutnie – i jej absolutnie doskonałej prawdomówności, która nawet raz jeden nie może sprzeciwić się prawdzie.

W następstwie tego, jeśli coś drogą rozumowania pozna się jako objawienie Boże, autorytet tego objawienia wypływa z nieograniczenie doskonałej Bożej mądrości i prawdomówności – i my uznajemy to jako prawdę na tej podstawie. I to jest wspaniały akt wiary.

Aby zaś ten akt uznania się dokonał, konieczna jest specjalna pomoc Boża, pomoc przewyższająca naturalne siły człowieka. Tę specjalną pomoc nazywamy łaską Bożą.

Tak więc definicja religijnej wiary byłaby następująca: „wiara jest to akt rozumu, który na rozkaz woli poruszonej łaską Bożą uznaje prawdę objawioną”. Stąd to widoczne jest, że nierzadko się zdarza, iż choć ktoś długo studiuje religię, słucha o niej rozpraw wielu ludzi, wiele czyta, głęboko się zastanawia i myśli, ale nie prosi Boga o łaskę wiary w pokornej modlitwie i nie stara się pokornie tej łaski otrzymać, taki człowiek nie wzbudzi ani jednego aktu wiary.

(Mugenzai no Sono, przed listopadem 1935 r.)

 

8 sierpnia

Początki

W stolicy chrześcijaństwa, w Rzymie, mafia masońska, wielokrotnie piętnowana przez papieży, panoszyła się w latach przedwojennych coraz bezczelniej. Nie cofnięto się przed obnoszeniem w obchodach Giordano Bruna czarnej chorągwi z wizerunkiem Michała Archanioła pod nogami Lucyfera ani przed wywieszaniem oznak masońskich naprzeciw okien Watykanu. Nieprzytomna ręka nie wzdrygała się nawet pisać: „szatan będzie rządził w Watykanie, a papież będzie mu służył za szwajcara” itp. W tak aż opłakanym stanie znajdowały się niektóre dusze oddalone od Boga.

Śmiertelna ta nienawiść do Kościoła Chrystusowego i Jego zastępcy na ziemi to nie tylko wybryk wykolejonych jednostek, ale systematyczna działalność wynikająca z zasady masonerii: „Zniszczyć wszelką religię, a zwłaszcza katolicką”. Po całym świecie rozsiane komórki tej mafii, w najrozmaitszy sposób mniej lub więcej widoczny, do tego samego celu zdążają. Posługują się przy tym całą plejadą zrzeszeń o najrozmaitszych nazwach i celach, które jednak pod ich wpływem szerzą obojętność religijną i osłabiają moralność.

Na osłabienie tej ostatniej baczną oni zwracają uwagę w myśl powziętej uchwały: „My religii katolickiej nie zwyciężymy rozumowaniem, tylko psuciem obyczajów”.

I toną dusze w powodzi literatury i sztuki obliczonej na osłabienie poczucia moralności. Zaraza brudu moralnego szerokim korytem ścieka prawie że wszędzie. Osłabiają się charaktery, rozrywają rodzinne ogniska i mnoży się smutek w głębi serc skalanych.

Dusze takie, nie czując sił do otrząśnięcia się z podlącego je jarzma, omijają Kościół albo nawet powstają przeciwko niemu.

By podać rękę tylu nieszczęśliwym duszom, by umocnić serca niewinne w dobrem, by dopomóc wszystkim do zbliżenia się do Pośredniczki wszelkich łask, Niepokalanej, powstaje w roku 1917 w Międzynarodowym Kolegium Braci Mniejszych Konwentualnych (OO. Franciszkanów) w Rzymie – Milicja Niepokalanej.

(Niepokalanów, 1940 r.)

 

9 sierpnia

Ważność czci ku Niepokalanej

Gdy Bóg stworzył aniołów, wystawił ich na próbę, by dobrowolnie wybrali, czy chcą poddać się Jego woli we wszystkim, czy też nie, i objawił im przyszłość, że ma zamiar stworzyć istotę bez zmazy grzechu, niepokalaną, ale jednak istotę ludzką i że ta istota będzie ich Królową i z woli Jego cześć Jej oddawać będą. I znalazła się część aniołów, którzy uważali to za poniżenie swojej doskonałości. Podnieśli bunt przeciw woli Bożej i z Lucyferem na czele zostali strąceni do piekła.

W raju ziemskim ujrzał zbuntowany anioł, szatan, niewiastę bez zmazy grzechu. Nie była to Ta, którą Bóg mu objawił, ale Jej podobna ludzka istota. I zawrzał nienawiścią. Skusił i przywiódł do zbuntowania się woli Bożej.

Lecz Bóg przypomina mu tę Istotę, którą miał w swoich przedwiecznych planach i mówi: „Ona zetrze głowę twoją” [Rdz 3,15]. „Nie chciałeś Jej czci oddać. I jak przez Nią wtrącony zostałeś do piekła, tak przez Nią zmiażdżona zostanie twoja pyszna głowa, przez Nią będziesz musiał uciekać z każdej duszy, która Ją czcić zechce”.

I przyszedł na świat Zbawiciel, Bóg-Człowiek, Jezus, i zaczyna swoje posłannictwo, swoje nauczanie drogi do nieba od tego, że uzależnia się od Niepokalanej jak dziecko od swej matki i pełniąc czwarte przykazanie przez lat trzydzieści trzy pobytu na ziemi, czci Matkę swoją i służy Jej we wszystkim bezpośrednio, by spełnić wolę Boga Ojca.

I od tej chwili nikt nie upodobni się do Jezusa, kto na wzór Jego nie będzie czcił Niepokalanej.

Chociażby szatan przywiódł duszę do bardzo nawet głębokiego upadku, jeżeli nie uda mu się wykorzenić z niej czci Niepokalanej, zdobycz wciąż jeszcze nie jest pewna. Gdy zaś jaka dusza zapomniała o swej Matce Niebieskiej i cześć Jej oddawać zaprzestała, to chociażby otoczona była wszystkimi najrozliczniejszymi nawet nabożeństwami, chociażby pełniła wszystkie możliwe cnoty, to jednak po przerwaniu tego kanału łaski nieuchronnie stoczy się w przepaść. (Zakopane, 2-15 V 1939)

 

10 sierpnia

Pośród swych dzieci

Niepokalana zstępuje na ziemię, jak dobra Matka pomiędzy swe dziatki, by im dopomóc do zbawienia duszy. A pragnie nawrócenia i uświęcenia dusz wszystkich, bez żadnego wyjątku. Posługuje się zaś w dokonaniu tego dzieła narzędziami wziętymi spomiędzy ludzi, jak to widzimy w opisanych zjawieniach. Jednak są to wypadki nadzwyczajne. Daleko częściej pobudza Ona kochające Ją dzieci do współpracy ze sobą w warunkach zwyczajnego, codziennego życia. Te Jej oddane dusze same Nią żyją, często o Niej myślą, serdecznie Ją kochają i starają się rozpoznawać Jej życzenia, czy to wypowiedziane Jej własnymi ustami, czy też podane im w cichych natchnieniach wewnętrznych, i rozpowszechniają tę Jej wolę, pociągając coraz to nowe dusze do Jej coraz doskonalszego poznania i miłości coraz serdeczniejszej, a w Niej i przez Nią do coraz gorętszej miłości Jezusowego Serca Boga.

Takich swoich dusz wzbudza Niepokalana tysiące w każdym czasie. Sporo też z nich mniej lub więcej ściśle się zrzesza, by wspólnym wysiłkiem lepiej jeszcze swej Pani się przysłużyć. I stąd tyle różnych stowarzyszeń, pracujących wyłącznie dla Niej.

Jednak wciąż jeszcze można żalić się z bł. Grignionem de Montfort [2]: „Maryja była dotąd nie dość znana i to jest jedna z racji, dla których Jezus Chrystus nie jest tak znany, jak być powinien”. Jeszcze istnieją na globie ziemskim dusze, które nawet nie wiedzą, kim to jest Jezus i Maryja. Jeszcze wciąż żniwo wielkie, a robotników za mało [por. Łk 10,2]. Stąd dużo, bardzo jeszcze dużo pola na coraz to nowe wysiłki. Jedno z najmłodszych zrzeszeń, zmierzających do tego celu pozyskania dusz Niepokalanej, a przez Nią dla Przenajświętszego Serca Jezusowego, to Niepokalanej Milicja.

(Zakopane, 2-15 V 1939)

 

11 sierpnia

Religia miłości

Nienawiść rozłącza, rozdziela i burzy, a przeciwnie miłość łączy, daje pokój i buduje. A zatem nic dziwnego, że tylko miłość zawsze ludzi doskonali. Stąd też tylko ta religia, która uczy miłości Boga i bliźniego, może ludzi doskonalić.

Religia Jezusa Chrystusa jest rzeczywiście religią miłości i to miłości doskonałej, a jest to widoczne w świętych słowach Jezusa Chrystusa. Święty Mateusz, który zawsze był w towarzystwie Jezusa jako jeden z dwunastu, opowiada nam w swojej ewangelii o następującym zdarzeniu w 22 rozdziale, wiersze 35-40: „I zapytał Go jeden z nich, zakonny doktor, kusząc Go: Nauczycielu! które jest wielkie przykazanie w zakonie? Rzekł mu Jezus: Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej. To jest największe i pierwsze przykazanie. A wtóre podobne jest temu: Będziesz miłował bliźniego twego jako samego siebie. Na tym dwojgu przykazań cały zakon zawisł i prorocy”.

Inny z Apostołów, św. Jan, który był świadkiem naocznym męki i śmierci krzyżowej, pozostawił nam opis łagodnego pouczenia Jezusa danego Apostołom w czasie Ostatniej Wieczerzy. Św. Jan nie tylko uczestniczył w tej Ostatniej Wieczerzy, ale jako uczeń umiłowany zawsze był w pobliżu Jezusa, mógł więc najlepiej zrozumieć znaczenie słów Chrystusa. Wybierzmy niektóre teksty z ewangelii napisanej przez tegoż Jana: „Synaczkowie! już niedługo jestem z wami. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali” (J 13,33-34). […]

Stąd jasno wynika, jak bardzo pragnął Chrystus, aby serdeczna miłość panowała między ludźmi. Apostołowie dobrze zrozumieli pragnienie Pana co do tej sprawy. Stąd więc św. Piotr w swym liście tak pisze: „A nade wszystko miejcie ustawiczną miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa mnóstwo grzechów” (1 P 4,8).

Święty Jan w swym pierwszym liście tak mówi: „A my poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością, a kto mieszka w miłości, w Bogu mieszka, a Bóg w nim” (1 J 4,16). „A to jest przykazanie Jego, abyśmy wierzyli w imię Syna Jego Jezusa Chrystusa i miłowali się wzajem, jak nam rozkazanie dał” (1 J 3,23). „Najmilsi! miłujmy się wzajem, bo miłość jest z Boga, i każdy kto miłuje, z Boga jest urodzony i zna Boga” (1 J 4,7).

Gdyby taka religia rozszerzyła się po całym świecie, można by powiedzieć, że świat stał się rajem.

(Mugenzai no Sono, przed marcem 1936 r.)

 

12 sierpnia

Niepokalana – oto nasz ideał

Samemu do Niej się zbliżyć, do Niej się upodobnić, pozwolić, by Ona opanowała nasze serce i całą naszą istotę, by Ona żyła i działała w nas i przez nas, by Ona miłowała Boga naszym sercem, byśmy do Niej należeli bezgranicznie – oto nasz ideał.

Promieniować na otoczenie, zdobywać dla Niej dusze, by przed Nią także serca bliźnich się otwarły, by zakrólowała Ona w sercach wszystkich, co są gdziekolwiek po świecie, bez względu na różnicę ras, narodowości, języków i także w sercach wszystkich, co będą kiedykolwiek aż do skończenia świata – oto nasz ideał.

I by Jej życie w nas pogłębiało się z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z chwili na chwilę i to bez żadnych granic – oto nasz ideał.

I aby to Jej życie podobnie rozwijało się w każdej duszy, co jest i będzie kiedykolwiek – oto nasz drogi ideał.

Powiedział kiedyś Pan Jezus, gdy chodziło o zrozumienie wzniosłości życia dziewiczego, „kto może zrozumieć – niech zrozumie”. I ja na zakończenie tych kilku słów pragnę tylko to samo dodać: „Kto może zrozumieć – niech zrozumie” [Mt 19,12].

Niestety, nawet wpośród tych, co i chrzest św. otrzymali, i pogłębili nieraz także swoje wiadomości religijne, jeszcze sporo znajdzie się takich, którym z trudnością przychodzi wniknąć w Serce Niepokalanej, Matki Bożej, Matki Jezusa, naszego Brata, Matki naszego życia nadnaturalnego, Pośredniczki łask wszelkich, naszej Królowej, Władczyni, Hetmanki i Pogromicielki szatana.

(„Mały Dziennik”, 1936)

 

13 sierpnia

Nie wierzę…

NIE WIERZĘ, że wszechświat powstał sam ze siebie, bo z niczego samo ze siebie nic nigdy nie powstało i powstać nie może. NIE WIERZĘ, że wszechświat powstał przypadkiem z jakiejś materii, bo żadna dotąd maszyna nie zbudowała się sama przypadkiem, nawet skromny zegarek; a tym bardziej żadna maszyna nie stworzyła maszyny podobnej sobie, a twory żyjące przechodzą z pokolenia na pokolenie przez tyle już tysięcy lat.

NIE WIERZĘ, że szympansy czy inne pociechy darwinowskie (małpy) prześcigną nas w budowie samolotów lub innych wynalazków, bo nie widać u nich postępu. Po tylu wiekach nie zdobyły się nawet na napisanie skromnych dziejów swego małpiego postępu.

NIE WIERZĘ, że dusza ludzka umiera razem z ciałem, bo na cóż wtedy to nieprzeparte pragnienie szczęścia i to bez granic, nawet i w trwaniu. NIE WIERZĘ, że nasi „zawodowi niedowiarkowie” nie mają nigdy okresów jasnego poznania, w których zdają sobie sprawę, że okłamują tylko siebie. NIE WIERZĘ, że znajdzie się pod słońcem człowiek, co by nie pragnął szczęścia i to możliwie największego, bez ograniczeń, czyli… Boga.

(Niepokalanów, przed sierpniem 1933)

 

14 sierpnia

Kim Ona?

Sama z siebie jest niczym, jak i inne stworzenia, ale z Boga jest najdoskonalsza ze stworzeń. Najdoskonalsze podobieństwo Istoty Bożej w stworzeniu czysto ludzkim.

Pochodzi więc od Ojca przez Syna i Ducha jako od Stworzyciela, który z niczego na podobieństwo swoje, na podobieństwo samej Trójcy Przenajświętszej istoty skończone do bytu powołuje z miłości ku swym skończonym podobieństwom, które one wyobrażają. Istoty obdarzone wolną wolą i rozumem poznają i uznają swoje pochodzenie i że od Boga mają wszystko, czym są, co mogą i co mają w każdej chwili. Jemu w zamian miłością płacą i za to, co otrzymują, i dlatego, że On jako doskonałość nieskończona, nieskończonej miłości jest godzien. Stąd, jako skończone, nie mogą dać miłości nieskończonej, przynajmniej zrywają granice tej miłości i jej zmagania się. Niepokalana nie miała nigdy żadnej skazy, to jest Jej miłość była zawsze najpełniejsza, bez żadnego uszczerbku. Miłowała Boga całą swoją istotą i miłość łączyła Ją od pierwszej chwili istnienia tak doskonale z Bogiem, że anioł w dniu Zwiastowania mógł Jej powiedzieć „łaski pełna, Pan z Tobą” [Łk 1,28]. Jest więc stworzeniem Bożym, własnością Bożą, podobieństwem Bożym, obrazem Bożym, dzieckiem Bożym i to najdoskonalszym z istot czysto ludzkich.

Jest narzędziem Bożym. Z całą świadomością dobrowolnie pozwala się Panu Bogu prowadzić, zgadza się z Jego wolą, pragnie tylko, co On chce, i działa wedle Jego woli i to jak najdoskonalej, bez żadnej usterki, bez żadnego odchylenia swojej woli od Jego woli. W doskonałym użyciu sobie powierzonych władz i przywilejów dla spełnienia zawsze i we wszystkim jedynie i wyłącznie woli Bożej, z miłości ku Bogu w Trójcy Jedynemu. Ta miłość ku Bogu sięga aż do takich szczytów, że przynosi Boże owoce miłości.

Zjednoczenie Jej miłości z Bogiem dochodzi aż do tego stopnia, że staje się Bożą Matką. Ojciec powierza Jej swego Syna, Syn zstępuje do Jej łona, a Duch Święty utwarza z Jej ciała przenajświętsze ciało Jezusowe. (Niepokalanów, po sierpniu 1940)

 

15 sierpnia

Jak to będzie w niebie

Dnia 15 bm. Kościół św., czcząc Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, śpiewa radośnie: „Wzięta jest Maryja do nieba, weselą się Aniołowie, wysławiając błogosławią Pana”. Mimo woli usiłujemy w tym dniu odtworzyć w naszej wyobraźni to oczekiwane niebo, ale jednak, mimo wszelkich wysiłków, nie jesteśmy jeszcze zadowoleni. Musi tam być jakoś inaczej, niż to nam opowiadają, albo czytamy po książkach – mówimy sobie.

I słusznie, rzeczywiście w niebie jest nie tylko „jakoś” inaczej, ale można powiedzieć całkiem inaczej, niż my to sobie możemy wyobrazić.

A dlaczego? Bo my wszystkie nasze pojęcia czerpiemy z rzeczy nas otaczających, rzeczy materialnych, które widzimy tu, na tym naszym ziemskim globie, albo wśród przestworzy firmamentu i stąd dopiero przez podobieństwo i przyczynowość wyrabiamy sobie jakie takie pojęcie o niebie. Pojęcie to jednak jest bardzo a bardzo niedokładne.

Wszystko, co nas otacza, chociażby było najpiękniejsze i najbardziej pociągające, zawsze jednak jest zewsząd ograniczone. Nie ma tu piękna nieskończonego ani niezmiennego. Cokolwiek widzimy, słyszymy lub kosztujemy, nie zaspokaja całkowicie naszych pragnień. Chcemy więcej; a tego „więcej” nie ma. Chcemy dłużej; a tu już nieubłaganie zawsze następuje – koniec. Zupełnie inaczej w niebie. Tam Dobro, Piękno nieskończone – Bóg i szczęście bez końca. Różnica więc jest ściśle nieskończona. […]

(Grodno, przed sierpniem 1924)

 

16 sierpnia

Poprzez wieki

Niepokalana opuściła ziemię, ale Jej życie w duszach pogłębiało się i rozszerzało coraz więcej. Gdyby wszystkie dusze, co przebyły ziemską wędrówkę lub obecnie na ziemi przebywają, mogły się wypowiedzieć, powstałyby nieprzeliczone grube tomy świadczące o działalności Niepokalanej, czułej Matki dusz odkupionych Przenajświętszą Krwią Jej Boskiego Syna. A i te tomy zawierałyby dopiero to tylko, co dusze te zauważyły jako szczególniejszą łaskę Niepokalanej, gdy tymczasem każda łaska przychodzi na duszę z rąk Pośredniczki wszelkich łask i nie ma chwili, w której by coraz to nowe łaski nie spływały na każdą duszę. Łaski oświecenia umysłu, wzmocnienia woli, zachęty do dobrego; łaski zwyczajne i nadzwyczajne – łaski dotyczące bezpośrednio życia doczesnego i uświęcenia duszy. – Dopiero na sądzie Bożym i w niebie dowiemy się, jak czuła ta Matka nasza niebieska troszczyła się o każdego z nas od zarania, jak troszczy się o każdą duszę, Jej dziecię, by ukształtować na wzór Jezusa, Jej Dziecięcia pierworodnego, Pierwowzoru świętości, Człowieka-Boga.

Niepokalanów, 5-20 VIII 1940

 

17 sierpnia

Piekło

– To niemożliwe, żeby Pan Bóg karał piekłem.

– A to dlaczego?

– Bo przecież Pan Bóg jest miłosierny, nieskończenie miłosierny; jakżeż więc mógłby tak srogo karać?

– Ale jest i sprawiedliwy i to nieskończenie; więc nie może przepuścić żadnej winy nie zgładzonej jeszcze, ani żadnej kary bez zadośćuczynienia i to do punktu, matematycznie do punktu.

– Czyż na tym świecie nie dosyć już cierpienia?

– Cierpią przeważnie dobrzy, łagodni, a używają sobie często właśnie ci, którzy kradną, wyzyskują i oszukują innych. Na tym więc świecie nie ma jeszcze wyrównania rachunków.

– Dobrze, rozumiem, ale przecież niekoniecznie musi być zaraz wieczne piekło!

– Obrazę mierzy się godnością obrażonego. Policzek wymierzony zamiataczowi ulicy będzie obrazą, ale większą obrazą byłby policzek dany prezydentowi miasta, większą jeszcze wymierzony prezydentowi Rzeczypospolitej; a obraza nieskończenie wyższej Istoty Boga, będzie nieskończenie większa. Zadośćuczynienie więc musi być też nieskończenie większe. Przez sakrament spowiedzi św. nieskończone zasługi Męki Pana Jezusa ściśle i całkowicie wyrównują zniewagę. Kto zaś nie chce korzystać z Przenajświętszej Krwi Boga-Człowieka, ten nie będzie zdolny, jako stworzenie skończone, dać zadośćuczynienia nieskończonego w tym życiu: składać je więc będzie musiał po śmierci cierpiąc przez nieskończoność, czyli wiecznie. Tego wymaga rozum.

(Grodno, przed październikiem 1926)

 

18 sierpnia

Cudowny Medalik

Znany jest szeroko po świecie medalik Niepokalanego Poczęcia, zwany także Cudownym Medalikiem. […]

Tak więc dopiero w czerwcu 1832 r. pojawiły się pierwsze medale. Pierwszego nadzwyczajnego nawrócenia przez ten medalik odstępcy od wiary Pradta był świadkiem sam ks. arcybiskup Quelen, który na medalika wybicie zezwolił. Posypały się liczne nawrócenia, tak że wkrótce słowo „cudowny” przywiązano do tego medalika. Już w pierwszych miesiącach miliony medali rozeszło się po świecie i wytwórnie nie mogły nastarczyć produkcji.

I mnie się też wydarzył wypadek dość dziwny w roku 1920.

W szpitalu w Zakopanem, gdzie przez jakiś czas byłem kuracjuszem i kapelanem, dogorywała niewiasta. Przygotowała się już na śmierć, ale z wielkim bólem wspominała o mężu, o którego nawróceniu już zupełnie zwątpiła. Przyjechał on właśnie. Starałem się podsuwać mu odpowiednią lekturę, rozmawiać na temat religii, ale w odpowiedzi usłyszałem: „Dla mnie potrzeba jaśniejszych dowodów”, a do czytania poważniejszych książek wcale się nie kwapił. Gdy na odjezdne przyszedł mnie pożegnać, zrobiłem ostatni wysiłek. Wręczyłem mu Cudowny Medalik, przyjął. Następnie zaproponowałem spowiedź. „Nie jestem przygotowany, nie! absolutnie nie!” – padały słowa, potem zgięły się kolana i rzewna odbyła się spowiedź.

(Zakopane, 2-15 V 1939)

19 sierpnia

Dokąd zdążamy?

Do Boskiego Serca Jezusa przez Niepokalaną – to nasze hasło. Przez Niepokalaną – to nasz charakter istotny. Jako narzędzie w Jej ręce. […]

I każdy z nas mówi: Ideał ten pragnę nasamprzód urzeczywistniać, realizować coraz bardziej, coraz szybciej w sobie samym. To ja mam się starać być coraz bardziej Niepokalanej, to ja właśnie mam tak coraz więcej Jej się oddawać, do Niej się upodabniać, Nią żyć, Nią promieniować, by otoczenie moje oświecać coraz jaśniej poznaniem Jej i coraz goręcej zagrzewać i zapalać miłością ku Niej, by i inni coraz więcej do mnie się upodabniali, jak ja do Niej, i tak przeze mnie więcej stawali się Jej, by promieniowali i oni coraz więcej, jak i ja, i oświecali, i zapalali znowu coraz innych i innych. By coraz więcej cały świat i każda dusza stawały się Jej, jakoby Nią samą.

Jakich środków użyję? Wszelkich, byle godziwych. Jednym z potężnych środków to zespolenie poszczególnych sił, poszczególnych dusz. Stąd „Milicji Niepokalanej” Stowarzyszenie.

(Niepokalanów, 30 IV 1938)

 

20 sierpnia

Trudna religia

Nieraz dają się słyszeć słowa: religia katolicka jest trudna do zachowania. Jej przepisy są ciężkie. Bez wątpienia każdy przepis prawa ogranicza wolność człowieka i stąd już jest czymś ciężkim; bardziej jeszcze, gdy nakazuje coś, do czego natura nie czuje skłonności, albo nawet odczuwa wstręt i ma skłonność przeciwną. Mimo to jednak istnieją różne prawa, przepisy i nakazy.

I nie może być inaczej. Gdy chcemy do jakiegoś celu dojść, musimy się koniecznie wyrzec wszystkiego, co się sprzeciwia temu celowi, musimy użyć tego, co do celu prowadzi. Inaczej nigdy do celu się nie dojdzie. Kto by na przykład z Poznania wybierał się do Krakowa, nie może jechać na północ, ale musi, i to koniecznie, udać się na południe. Nie może nawet skierować się na zachód ani na wschód, chociażby i piękno przyrody i łatwość drogi go pociągały.

Podobnie ma się i z celem ostatecznym człowieka, do którego wszystko w życiu ma mu posłużyć jako środek. Musi on zaniechać tego wszystkiego, co się ostatecznemu celowi sprzeciwia, i musi używać środków, które doń prowadzą. Wszystkie najrozmaitsze cele w życiu o tyle mają wartość, o ile prowadzą do celu ostatecznego. Jeśliby od niego odwodziły, to chociażby były skądinąd bardzo pociągające, są szkodliwe i musimy się ich wyrzec. Tak więc musi być pewna trudność i ciężkość w dążeniu do celu, a zwłaszcza gdy chodzi o najważniejszy cel, cel ostateczny.

Następnie doświadczenie stwierdza, że lepiej oceniamy to, cośmy z dużym wysiłkiem pracy zdobyli, niż to, co nam łatwo przyszło. Gdybyśmy bez żadnych trudności zbawienie wieczne osiągnęli, nie potrafilibyśmy go tak ocenić, jak gdy stałymi wysiłkami je zdobywamy.

Wreszcie i na to pomnijmy. Jeżeli mamy przyjaciela i ten przyjaciel nic trudniejszego dla nas nie uczynił, to nie wiemy jeszcze, czy jego przyjaźń jest prawdziwa. Gdy jednak trudy i bóle znosi dla nas, wtedy mamy dowód prawdziwości jego przyjaźni.

Owszem, prawdziwa miłość czuje szczęście w cierpieniu dla osoby umiłowanej. Stąd nic dziwnego, że święci znajdowali swój raj tu na ziemi nie w rozkoszach, honorach i bogactwach, ale w ubóstwie, poniżeniach i cierpieniu dla miłości Bożej.

Św. Franciszek Seraficki opuszcza bogaty dom rodzinny, by stać się dobrowolnie ubogim. Św. Teresa z Avila mawiała: „albo cierpieć, albo umrzeć”, bo nie widziała sensu w życiu bez cierpienia dla miłości Bożej. A św. Magdalena de Pazzi mawiała w uniesieniu miłości ku Bogu: „cierpieć, a nie umrzeć”.

Oto jaką siłę i pociechę duszy daje Bóg tym, co dla Jego miłości nie wahają się pójść w ślady Jezusa ukrzyżowanego i ukrzyżować swoje skłonności przepisami Jego religii. – I Pan Jezus wyraźnie uczył: „Jarzmo moje słodkie, a brzemię moje lekkie” [Mt 11,30], zachęcając dusze bojaźliwe do wzięcia na siebie jarzma i brzemienia Jego religii.

(Mugenzai no Sono, przed listopadem 1934 r.)

 

21 sierpnia

Wiedza

Nie w Japonii to było. W wagonie kolejowym spotkałem się z jakimś panem, który ogromnie sławił wiedzę i zdawałoby się, że o wszystkim gotów był decydować. Spytałem go, która to wiedza tak pewna już siebie? Podał medycynę. Musiałem mu przedstawić, że jeśli która, to właśnie medycyna jeszcze w dużej części po omacku chodzi.

Lecz i więcej można znaleźć ludzi, którzy prawie ubóstwiają wiedzę dzisiejszą, jak niegdyś w starożytności w różnych krajach ubóstwiano słońce, kamienie, drzewa, zwierzęta itp. Prawdą jest, że dzisiejsza wiedza znalazła odpowiedź na szereg zagadnień, ale też nie możemy się łudzić, że za lat 100, a może i 50, pokolenie ówczesne spoglądać będzie z pewnym politowaniem na wyniki dzisiejsze, tak jak my spoglądamy na zdobycze wiedzy przed dziesiątkami lat. A może zarzucą nam jeszcze, że niedostatecznie wykorzystaliśmy warunki i nie zdobyliśmy wszystkiego, cośmy zdobyć mogli, a może i powinni?

W każdym razie zawsze porównując ilość rozwiązanych zagadnień z tymi, na które niejasne tylko mamy odpowiedzi albo w ogóle nie możemy jeszcze ich znaleźć, przyznać musimy, że cała ta tak głośno sławiona dzisiejsza wiedza to dopiero małe dziecię w kolebce. Słusznie wyraził się profesor uniwersytetu w Rzymie Goretti, jezuita, że badając zjawiska przyrodnicze, dochodzimy najwyżej do czwartego lub piątego „dlaczego”, a potem nie potrafimy znaleźć już odpowiedzi. […]

Nie chciałbym nikogo zniechęcać do wiedzy, owszem, kto ma ku temu sposobność, niech studiuje i bada jak najwięcej, ale chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy:

Pierwsze, byśmy nie przeceniali wiedzy i potrafili zdobyć się na pokorne wyznanie, że wiele, bardzo wiele tajemnic jest i będzie dla nas zakrytych. Gdy zaś chodzi o tajemnice, zawierające w sobie pojęcia nieskończoności, jak Bóg, Boże życie itp., nigdy nie potrafimy skończonym rozumem ich zgłębić.

Po drugie: że nierozumny byłby ten, kto by, utonąwszy w badaniu atomu czy innego szczegółu wiedzy, zapomniał o celu ostatecznym swego życia i środkach do niego wiodących i dopiero na łożu śmierci zastanawiał się, czy jest jakie życie po śmierci lub nie.

(Mugenzai no Sono, przed kwietniem 1934 r.)

 

22 sierpnia

Brak ufności

Maryja! Tak nieraz ciężko w życiu. Zdaje się, że już wyjścia żadnego nie ma. Głową muru nie przebije. I smutno, i ciężko, i straszno nieraz, i rozpaczliwie.

A dlaczego? Czyż naprawdę tak straszno na świecie? Czyż Pan Bóg nie wie o wszystkim? Czyż nie jest wszechmocny? Czyż w Jego rękach nie są wszystkie prawa natury i nawet wszystkie serca ludzkie? Czyż cośkolwiek może się stać we wszechświecie, jeżeli On na to nie zezwoli?… A jeżeli zezwala, czyż może zezwolić na coś, co nie byłoby dla naszego dobra, dla większego dobra, jak największego dobra?… I gdybyśmy na chwilkę otrzymali rozum nieskończony i zrozumieli wszystkie przyczyny i skutki, nie wybralibyśmy dla nas niczego innego, tylko właśnie to, co Pan Bóg dopuszcza, bo On jako nieskończenie mądry, wie najlepiej, co dla naszej duszy lepsze, i jako nieskończenie dobry, tego tylko chce i na to tylko zezwala, co nam posłuży do większego szczęścia w niebie.

Dlaczegośmy więc czasem aż zrozpaczeni? Bo nie widzimy tego związku pomiędzy naszym szczęściem a tymi okolicznościami, co nas trapią, a nawet z powodu ciasnoty naszej głowy (wchodzi w czapkę czy kapelusz) nie możemy wszystkiego wiedzieć. Cóż więc mamy czynić? Zaufać Bogu. Przez to zaufanie, bez zrozumienia bezpośredniego rzeczy, oddajemy nawet wielką chwałę Bogu, bo uznajemy Jego mądrość, dobroć i potęgę.

Zaufajmy więc Bogu, a zaufajmy bez granic. Ufajmy, że jeżeli tylko starać się będziemy pełnić Jego Wolę, nic nas prawdziwie złego spotkać nie może, choćbyśmy i w tysiąc razy trudniejszych czasach żyli.

Więc czy nie należy starać się o odwrócenie, uchylenie trudności? Owszem, można i trzeba; o ile tylko to od nas zależy, trzeba zrobić wszystko, by usunąć trudności na drodze naszego życia, ale bez niepokoju, bez czarnego smutku, a tym bardziej rozpaczliwej bezradności. Te stany duszy nie tylko nie pomagają do rozwiązania trudności, ale czynią nas niezdolnymi do mądrej, roztropnej i rzutkiej zapobiegliwości. […]

(Mugenzai no Sono, 1932-1933)

 

23 sierpnia

Bluźnierstwo

Wśród 26 świętych Męczenników, sprowadzonych do Nagasaki i tu umęczonych, było jedno dziesięcioletnie dziecko – Antoni. Z miłości ku Bogu ofiarował swe życie wzywając świętych Imion Jezusa i Maryi. Widziałem to także na filmie, a gdy szedłem pełną wspomnień drogą Męczenników, czteroletnie dziecko i jego może ośmioletni opiekun stali przy drodze. Gdy przechodziłem obok nich, czteroletni dzieciak paple swym dziecinnym głosem: czarny chrześcijanin, małpa!

Kto nauczył to niewinne dziecko mówić takie rzeczy? Dziecko nie rozumie, czy te słowa są złe czy dobre, nie ma za to grzechu. Ale ten, kto uczy dziecko bluźnić Chrystusowi, czy dobrze rozważył moralną wartość swego czynu? Co zawinił Chrystus temu dziecku? Jeśli nie ma racji nienawidzić Chrystusa – czy te słowa przyczynią się do szczęścia dziecka?

(Mugenzai no Sono, przed lutym 1934 r.)

 

24 sierpnia

Dlaczego?

Maryja! Znałem młodzieńców, co bardzo kochali Niepokalaną naszą wspólną Mamusię, a potem… zeszli na manowce. Dlaczego? Czy może Niepokalana sama ich odepchnęła od siebie? Nigdy, przenigdy. Więc cóż się stało?

Mamy zawsze wolę wolną i ani Bóg sam, ani Niepokalana tej woli nie przymusza. Jeżeli więc chcemy, możemy w każdej chwili opuścić Boga, opuścić Niepokalaną, możemy się – potępić na wieki. Jeżeli chcemy.

Co za straszne prawdy. A jednak gdybyśmy nie mieli woli wolnej, nie byłoby zasługi, nie byłoby też i nagrody, nie byłoby nieba. Św. Alfons drżał na myśl, czy wytrwa do końca… Zauważyłem, że diabeł nasamprzód stara się pozbawić swą ofiarę Cudownego Medalika Niepokalanej, pod jakimkolwiek pozorem, a potem już mu łatwo idzie.

(Mugenzai no Sono, 1932-1933)

 

25 sierpnia

Nasza wojna

Oglądając się dookoła i widząc wszędzie tyle zła, chcielibyśmy szczerze, zwłaszcza jako członkowie „Milicji Niepokalanej”, naprawić to zło, ludzi do Przenajświętszego Serca Jezusowego przyprowadzić przez Niepokalaną i tak naszych współbraci na całym świecie wiecznie i nawet na tej jeszcze ziemi uszczęśliwić. Więc wojna złu, nieubłagana, ciągła, zwycięska – wojna.

Lecz na czymże ona polega? Gdzie znajduje się jej najważniejszy, pierwszorzędny nerw? Gdzie przede wszystkim uderzyć należy?

Nieraz nam się zdaje, że Pan Bóg „za mało energicznie” rządzi tym światem. Przecież mógłby jednym skinieniem swej wszechmocnej Woli zmiażdżyć i w proch skruszyć takich Callesów, bezbożników w Sowietach, podpalaczy hiszpańskich kościołów, niemoralnych zatruwaczy młodzieży i im podobnych. Tak myśli nasza głowa skończona, ciasna, gdy tymczasem Mądrość Przedwieczna sądzi inaczej. Prześladowania oczyszczają dusze jak ogień, ręce katów tworzą rzesze męczenników, a prześladowcy doznają nieraz w końcu łaski nawrócenia. – Niezbadane, a zawsze najmędrsze są drogi Boże.

Nie wynika z tego, jakobyśmy mieli założyć ręce i pozwolić wrogom dusz ludzkich swobodnie hasać. Bynajmniej. Ale…

Ale… nie chciejmy poprawiać Mądrości Nieskończonej, kierować Duchem Świętym, lecz dajmy się Mu prowadzić.

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy pędzlem w ręku nieskończonej doskonałości malarza. Co ma czynić pędzel, by jak najpiękniej obraz wypadł? Ma się jak najdoskonalej dać prowadzić. Jeszcze pędzel mógłby mieć pretensje do poprawienia ziemskiego, skończonego, omylnego malarza, lecz gdy Mądrość Odwieczna, Bóg, używa nas jako narzędzia, wtedy najwięcej, najdoskonalej będziemy działać, gdy jak najdoskonalej, całkowicie pozwolimy się prowadzić.

Oddaliśmy się przez akt poświęcenia Niepokalanej na zupełną własność. Ona jest bez wątpienia najdoskonalszym narzędziem w ręku Boga; my zaś mamy być narzędziami w Jej niepokalanych rękach.

Kiedy więc najprędzej, najdoskonalej zwalczymy zło na całym świecie? Kiedy najdoskonalej damy się Jej prowadzić. I to jest najważniejsza i jedyna sprawa. […]

(Mugenzai no Sono, 11 II 1932 r.)

 

26 sierpnia

Nasza taktyka

Rycerz, Milicja, walka – wojowniczo brzmią te słowa, bo i oznaczają wojnę. Nie walkę przy pomocy karabinów, kulomiotów, armat, samolotów, trujących gazów, ale – prawdziwą walkę. Jakaż jej taktyka?

Przede wszystkim modlitwa. Katolikom mniej obeznanym ze sprawą udoskonalenia duszy, niestety, bardzo często zdaje się inaczej. Praca, akcja, oto nerw działalności w ich pojęciu. – A jednak nie. Modlitwa i przede wszystkim modlitwa jest skutecznym orężem w walce o wolność i szczęście dusz. A dlaczego? Bo do celu nadnaturalnego wiodą tylko środki nadnaturalne. Niebo – czyli, jeżeli się tak wolno wyrazić, ubóstwienie duszy – jest czymś w pełnym tego słowa znaczeniu nadnaturalnym. Siłami więc naturalnymi dopiąć tego nie można. Tu trzeba i środka nadnaturalnego – łaski Bożej. Tę zaś zdobywa się pokorną, a ufną modlitwą. Łaska, i tylko łaska, oświecenia rozumu i wzmocnienia woli jest przyczyną nawrócenia, czyli uwolnienia duszy z pęt złego. A przez ręce Niepokalanej słana prośba w myśl modlitwy św. Bernarda, „Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo, że od wieków nie słyszano, aby kto uciekając się do Ciebie, miał być od Ciebie opuszczony”, nie może pozostać bez skutku. – Przede wszystkim więc korna, ufna, wytrwała modlitwa.

Następnie umartwienie. Wbrew twierdzeniom protestantów, wbrew okrzyczanym i wykoślawionym sławetnym „prawom człowieka”, umartwienie potrzebne jest i konieczne nam wszystkim, bo i przez nie zdobywamy Bożą łaskę. Jak złoto w ogniu, tak dusza się czyści i rozpłomienia swą miłość w umartwieniu i staje się podobniejsza Bogu, milsza Jemu, a przez to już samo zdolniejsza do odebrania obfitszych łask dla siebie i dla innych biednych współbraci. Bo i cóż to za miłość Boga bez cierpienia?!…

Wreszcie miłość bliźniego. A miłość nie dlatego, że bliźni „sympatyczny”, że pożyteczny, bogaty, wpływowy, a choćby nawet tylko, że wdzięczny. Za niskie to pobudki i niegodne Rycerza lub Rycerki Niepokalanej. Prawdziwa miłość wznosi się ponad stworzenie i zatapia w Bogu. W Nim, dla Niego i przez Niego kocha wszystkich dobrych i złych, przyjaciół i wrogów. Do wszystkich wyciąga miłującą dłoń, za wszystkich się modli, za wszystkich cierpi, wszystkim dobrze życzy, pragnie szczęścia dla wszystkich, bo tak chce Bóg!…

(Grodno, przed listopadem 1924 r.)

 

27 sierpnia

Gdzie szczęście?

Wszyscy szczęścia pragną i za nim gonią, ale niewielu je znajduje, bo nie szukają tam, gdzie ono jest.

Wyjdźmy na ulicę. Szerokim chodnikiem gorączkowo spieszą ludzie różnego wieku, stanu, a każdy dąży do jakiegoś celu, który ma być cząstką jego szczęścia. Środkiem przesuwają się powozy i samochody, a ci, co w nich siedzą, marzą o – szczęściu. W wystawowych oknach najrozmaitsze towary ofiarowują się przechodniom, by właścicielom swym i kupcom przybliżyć – szczęście. Gdzie spojrzysz, wszędzie zobaczysz spragnionych – szczęścia. Lecz czyż ci wszyscy są pewni, że u kresu swych zabiegów obejmą skarb tak pożądany?

Jeden z nich wytknął sobie za cel nagromadzenie dóbr materialnych, pieniędzy. Jeszcze do kresu swych życzeń nie doszedł – więc goni dalej. Czy jednak dojdzie?… Im więcej dóbr gromadzi, tym bardziej się do nich zapala, tym więcej pragnie. I choćby cały świat posiadł, jeszcze zazdrośnie na księżyc spoglądnie. Pragnie więcej i więcej, coraz szybciej nabywać i coraz trwalej dzierżyć. Ileż pracy, zabiegów, poświęcenia, zdrowia kosztowało go to, co posiadł, i ileż jeszcze trudów go czeka! A jeżeli choroba nawiedzi, fortuna nie dopisze, złodziej okradnie? Wreszcie – przecie w końcu przyjdzie i śmierć. A wtedy?… Trzeba będzie opuścić wszystko i iść samemu do wieczności… Sama myśl o tym zatruwa mu chwile krótkiego zadowolenia z odniesionych korzyści. Nie posiadł więc szczęścia!

Idźmy dalej. Przy drzwiach plakat: „Zabawa taneczna” i wielu się tam ciśnie. Używają świata, póki służą lata! Czyż ci są szczęśliwi? Czyż nie zapragną większego, pełniejszego i słodszego kielicha rozkoszy? Szukają coraz to nowszych przyjemności, a w końcu wpadają w przesyt, odczuwają – granicę. A przecież pragnęliby szczęścia bez granic i bez końca…

Więc i ci go nie znajdą.

A może sława zadowoli człowieka? Spojrzyjmy na rzesze ludzi poważanych, zajmujących wysokie stanowiska, cieszących się szerokim rozgłosem. Czy może ci posiadają talizman szczęścia? Zapytajmy, czy nie życzyliby sobie, aby sława ich szersze zatoczyła koła, aby na innych zajaśniała polach? Bez wątpienia każdy z nich chętnie by to przyjął i może nieraz przemyśliwa, jak by jeszcze więcej zabłysnąć. Tymczasem może inni go zaćmiewają, tylu nie docenia jego zasług; iluż mniej godnych postawiono wyżej niego; wreszcie – i sława, to kryształ bardzo kruchy: wielu, niedawno jeszcze sławionych, znajduje się teraz w cieniu zapomnienia. A w końcu i jego odwiedzi – śmierć… A po niej?… Cóż pomogą pochwały ludzkie i pomniki, jeżeli wieczność będzie nieszczęśliwa?…

I w tym więc szczęścia nie ma.

Lecz bogactwo, rozkosze życia i sława są raczej udziałem wyjątków, gdy tymczasem szczęścia pragnie każdy…

Za wielkie jest serce człowieka, by je można było zapełnić pieniądzem, zmysłowością lub zwodniczym, choć odurzającym dymem sławy. Ono pragnie dobra wyższego, bez granic i wiecznie trwającego. A takim dobrem to tylko Bóg.

(Kraków, 15 XII 1921 – początek stycznia 1922)

 

28 sierpnia

Wielkość a świętość

Każdy święty – to wielki człowiek, ale nie każdy wielki był świętym zarazem, chociaż nieraz bardzo ludzkości się przysłużył. Zachodzi jednak między nimi pewne podobieństwo. Pomijam tu ludzi głośnych z nagromadzonego mienia, znanych z fizycznej siły lub zapisanych w pamięci ludzkości jako wielcy, ale – jawni szkodnicy lub przestępcy. Nie mówię o nich, chociaż i ci nieraz prześcigają się w zbrodniczej przemyślności, by – zasłynąć. Zwrócę uwagę tylko na geniuszów myśli ludzkiej.

Geniusz i święty mają wiele cech wspólnych. Wyrastają oni ponad otoczenie, zwracają mimowolnie na się uwagę jako ludzie – niezwykli. Obydwaj wytknęli sobie cel niepospolitej miary i ufni w obfite dary natury czy łaski, dążą do jego osiągnięcia przez ciernie oraz wszelkiego rodzaju zapory i trudności. Nie tylko zazdrośni, ale i nieraz przyjaciele w najlepszej nawet wierze utrudniają im pochód. Obydwaj, jeśli wdrapią się na pożądany szczyt lub skutecznie doń się zbliżają, znajdują naśladowców, którzy w nich wpatrzeni mniej lub więcej udatnie dążą nową ścieżyną za nimi. A pamięć tak świętego, jak i geniusza przechodzi z pokolenia na pokolenie. Historia podaje nam nawet ludzi, którzy byli w jednej osobie i świętymi, i geniuszami jak św. Paweł, św. Augustyn, św. Tomasz, św. Grzegorz Wielki i wielu innych.

Lecz i zasadnicza zachodzi różnica między świętym a geniuszem, który do świętości nie dąży. Marzeniem jego – to sława. Dla niej, dla ludzkiego uznania, wytęża umysł, poświęca czas, zużytkowuje zdolności i ponosi nieraz bardzo ciężkie ofiary. Wydoskonalając się w jednym kierunku, zaniedbuje często najważniejsze pola i tak niszczy w sobie równowagę i harmonię, a i innymi nieraz swym bezładem szkodzi. Święty przeciwnie, Bożą tylko chwałę ma na oku. O ludzkie sądy nie dba i staje ponad nie. Władze duszy i ciała odpowiednio podporządkowuje i ciało rozumowi, a rozum Bogu pod rządy oddaje. Stąd też cieszy się pokojem zwycięzcy.

Gdy burza się rozpęta, a zewsząd padają gromy lekceważenia, złości i nienawistnej zazdrości, gdy potwarz i wzgarda uderzy, a przyjaciele się odsuną, albo nawet zadraśnięci do wrogów się przyłączą, wówczas geniusz gnie się pod ciężarem, gryzie się, cierpi i czuje się nieszczęśliwym. – Święty ponad tym wszystkim staje. Odczuje i on nieraz ból, ale wnet ukoi się w modlitwie i ufny w Bogu kroczy spokojnie dalej. […]

Geniuszem nie każdy może zostać, droga zaś do świętości wszystkim stoi otworem.

(Kraków, przed kwietniem 1922)

 

29 sierpnia

Ta sama historia

Niedorośli filozofowie naszych czasów prawią, piszą i drukują bardzo wiele „nowości”, a już aż „postępowym” nazywa siebie ten, kto wypowiedział coś tak „mądrego”, jak, że nie masz Boga, rozum człowieka ponad wszystko itd.

Zdawać by się mogło, że to rzeczywiście jakaś nowość. Tymczasem bynajmniej nie. Stare to jak świat, a nawet jeszcze starsze. Jeszcze człowieka nie było na ziemi, a już zbuntowany Lucyper głosił: „Wstąpię na niebiosa… Będę podobny Najwyższemu” (Iz 14,13-14). Więc „ja”, ja sam wstąpię, aż na niebiosa i będę… Bogiem. Podobnie miała się rzecz z pierwszymi rodzicami w raju. Usłyszawszy od kusiciela obietnicę: „Będziecie jako bogowie” (Rdz 3,5) dali się zwieść, zgrzeszyli nieposłuszeństwem i sprowadzili nieszczęście na ziemię.

I nasi mędrkowie są przekonani, a raczej chcieliby siebie przekonać, że oni, ach oni stoją już w aureoli mądrości, no i są już półbogami, jeżeli nie całymi. Rozum ubóstwiany, ten ograniczony rozum, znalazł się przecież aż na ołtarzu podczas rewolucji francuskiej uosobiony przez bezwstydne babsko. A o Bogu – woleliby nie myśleć, nie mówić; lepiej powtarzać bezmyślnie „nie masz Boga”, bo… gdyby był – to… trzeba by inaczej żyć.

Gdzież przyczyna tych upadków? Czy może zdrożne i niemądre jest samo pragnienie wielkości i dążenie do niej? Nie! Bo każdy z nas odczuwa w sobie to pragnienie i każdy, i to w każdym czynie, do tego dąży. Jest ono więc nam wrodzone, naturalne. Nasza natura dąży do coraz większego udoskonalenia się – wielkości… a nawet do – w pewnym tego słowa znaczeniu – ubóstwienia. Księgi też święte wyraźnie nawołują do naśladowania Boga i upodobnienia się do Boga. W czymże więc leży wina?

Pan Bóg jest prawdą nieskończoną; nie może zatem cierpieć nieprawdy, fałszu. Z drugiej zaś strony człowiek to stworzenie z nicości powołane do bytu, więc samo z siebie nicość, bezwzględna nicość. Cokolwiek więc ma i może, to od Boga otrzymał, a raczej w każdej życia chwili otrzymuje, bo trwać w istnieniu, jest to otrzymywać byt w każdej chwili, jeżeli się go nie ma ze siebie jak Pan Bóg. I cała możność rozwoju, i nabywane doskonałości to wszystko, wszystko bez najdrobniejszego wyjątku pochodzi od tego Źródła bytu. – Jakżeż więc wygląda wobec tego szaleniec, który śmie twierdzić, że on sam, bez Bożej pomocy, doskonalić się nadal będzie, a nawet dojdzie do szczytu?! (w upodobnieniu do Boga nigdy szczytu nie dopniemy, bo go nie ma w doskonałości nieskończonej). I jakiż to rozum, który widząc, że sam z siebie niczym jest, to wszystko z zewnątrz otrzymuje, wypowiada zdanie: „Nie masz Boga”??!!! […]

(Grodno, przed styczniem 1925)

 

30 sierpnia

Tajemnica siły i potęgi

Nieraz słyszymy skargę: „Chcę się poprawić, chcę być lepszy, ale nie mogę”. W historii czytamy o wielkich wodzach i zwycięzcach, którzy jednak nie potrafili ujarzmić swoich złych skłonności. Taki na przykład głośny Aleksander Wielki umiera przedwcześnie z powodu rozwiązłego życia.

Rozglądając się naokół, widzimy zastraszający wprost zanik moralności, zwłaszcza wśród młodzieży, a nawet powstają związki – iście piekielne – mające w programie zbrodnię i rozwiązłość – członkowie to owego związku popełnili głośne w Wilnie morderstwo profesora przy egzaminach.

Kina, teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną ręką masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl uchwały masonów: „My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów”.

Jak się temu oprzeć? Zdawać by się mogło, że takie przyznanie własnej niemocy jak: „nie mogę się poprawić” w podobnych okolicznościach, to objaw pokory. – Tymczasem gnieździ się w nim ukryta pycha.

A to w jaki sposób? Otóż ci ludzie w wielu rzeczach przyznają, że mogą to lub owo uczynić, tylko tej lub innej wady ujarzmić w takich lub innych okolicznościach nie są w stanie. To wszystko dowodzi tylko, że liczą oni jedynie na własne siły i uważają, że do tej granicy własnymi siłami to lub owo potrafią. Tymczasem jest to nieprawdą, kłamstwem, bo własnymi siłami, sami z siebie, bez pomocy Bożej my nic i to zupełnie nic nie potrafimy [por. J 15,5]. Wszystko, czym jesteśmy i cokolwiek mamy i możemy, to od Pana Boga mamy i to w każdej chwili życia od Niego otrzymujemy, bo trwanie w istnieniu to nic innego, jak ciągłe otrzymywanie tego istnienia. Sami więc z siebie nic nie potrafimy, chyba tylko zło, które właśnie jest brakiem dobra, porządku, siły.

Jeżeli uznamy tę prawdę i spoglądniemy na Boga, od którego otrzymujemy w każdej chwili wszystko, co mamy, natychmiast widzimy, że On, Bóg, i więcej dać może, i pragnie jako najlepszy Ojciec dać nam wszystko, co nam jest potrzebne. Gdy jednak dusza sobie przypisuje to, co jest darem Bożym, czyż Pan Bóg może ją obsypywać łaskami? Przecież wtedy utwierdzałby ją w fałszywym i aroganckim mniemaniu. Więc z miłosierdzia swojego nie daje tej obfitości darów i… dozwala nawet na upadek, by dusza poznała wreszcie, czym jest sama z siebie, by na sobie nie polegała, ale z całą ufnością jedynie Jemu się oddała. Stąd też upadki były dla świętych – szczeblami do doskonałości. Biada jednak duszy, która nawet tego ostatecznego lekarstwa nie przyjmie, ale w pysze pozostając, mówi: „nie mogę się poprawić”, bo Pan Bóg też jest sprawiedliwy i z każdej udzielonej łaski zażąda ścisłego rachunku.

Cóż więc czynić należy? Oddać się zupełnie, z ufnością bez granic, w ręce Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem z Woli Bożej jest Niepokalana. Nic sobie nie ufać, bać się siebie, a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej jak dziecko do matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie, na pewno nie zgrzeszy, a kto przez całe życie do Niej z ufnością się zwraca, na pewno się zbawi.

(Grodno, przed wrześniem 1925)

 

31 sierpnia

Nowa era

Od wieków… bez początku, na wieki… bez końca – jest Bóg. Stworzył On wszechświat i w oznaczonym skrawku czasu powołuje do bytu – człowieka.

Człowiek popełnił grzech nieposłuszeństwa względem Stwórcy, skazany na śmierć, ale tylko doczesną, opuszcza raj, by przez cierpienie i pracę znojną dążyć do nieba. Już wtedy obiecuje Bóg Odkupiciela i Współodkupicielkę, mówiąc: „Nieprzyjaźń położę między tobą (wężem, szatanem) a niewiastą i między nasieniem twoim a nasieniem jej. Ona zetrze głowę twoją” (Rdz 3,15).

Mijały lata, dziesiątki ich, setki i tysiące, a ludzkość, przekazując sobie tę obietnicę z pokolenia na pokolenie, z upragnieniem oczekiwała błogosławionej chwili – zmiłowania.

Aż wreszcie wybiła oznaczona od wieków godzina. Błysnęła jutrzenka zwiastująca bliskie słońce: w mieścinie palestyńskiej Nazarecie uwieszonej u spadzistości góry pomiędzy Jeziorem Galilejskim a górą Tabor przychodzi na świat Maryja, przyszła Matka Boga-Człowieka.

Dzień ten, którego pamiątkę obchodzimy właśnie 8 bieżącego miesiąca [września], to początek ery nowej. Już nie będzie srogich kar Starego Testamentu, bojaźń ustąpi miłości, stworzenie odkupione, chociażby nawet nieszczęściem zawiniło, łatwo przeprosi Stwórcę, boć przecież ma zawsze najmiłościwszą i najpotężniejszą Pośredniczkę, która go opuścić nie potrafi, a której Bóg, Jej Syn prawdziwy, też niczego odmówić nie może. Poszczególni ludzie, jak i całe narody oddalały się nieraz od Boga, ale skoro gorliwie do Niej się udały, wnet spokój i szczęście zstępowały na nie.

I dzisiaj zalew niemoralności – i co za tym idzie: niewiary – pogrąża nasze miasta i wioski. Patrząc na rozlewające się zło, nieraz przygnębienie przyciska duszę. Do czego to dojdzie?… Co będzie za lat kilka?… Chciałoby się przeniknąć wzrokiem przyszłość, czy też zabłyśnie tam jeszcze światło?…

Małej wiary – czemu zwątpienie zakrada się do serca? Niecić wszędzie miłość i ufność ku Maryi Niepokalanej, a ujrzycie, że wnet z oczu najzatwardzialszych grzeszników popłyną łzy, opróżnią się więzienia, zwiększy się zastęp trzeźwych pracowników, a ogniska domowe zawonieją cnotą, pokój i szczęście wyniszczy niezgodę i ból, bo teraz już – nowa era.

(Grodno, przed wrześniem 1924)